Marek Niedojadło-Cichoński

W pejzażowym kosmosie Marka Niedojadły

Stanisław Potępa

Między Breuglem a de Staëlem?

Takie jest pierwsze wrażenie. Ktoś na pewno prychnie na takie „ustawianie” malarstwa Marka Niedojadły między panoramicznym, kosmicznym niemal pejzażem Breugla a krajobrazami i przedmiotami de Staëla doprowadzonymi do świetlistych smug i znaków. Jednak jeżeli obcuje się z większą ilością obrazów Niedojadły, takie skojarzenie nie wydaje się bez sensu.
Chodzi o to, że w obrazach Marka pojawia się z jednej strony nieodmiennie wielka, panoramiczna przestrzeń zabudowywana piętrzącymi się warstwami, kolejnymi przestrzeniami, a z drugiej wszystkie elementy pejzażu sprowadzane są do echa przedmiotu, a światło albo żarzy się spod powierzchni plamy, albo znienacka wybłyskuje gwałtownym wybuchem jak nagły wylew z gorącego wnętrza.
Zresztą obu wielkich antenatów, gdyby nawet Marek chciał się do nich przyznać, nie trzeba było by się wstydzić, w malarstwie Niedojadły są to przecież tylko odlegle klisze, ślady wielkich konwencji obu wspomnianych mistrzów, przetopione w zupełnie inne malarstwo. Są to w dodatku tylko niektóre konwencje, które wypróbowuje w swym malarstwie ten artysta, gdyż ta sztuka jest w ciągłym ruchu, w stanie permanentnego rozwoju.

Postimpresjonistyczny pejzażysta?

Malarstwo Marka Niedojadły jest już na tyle dojrzałe, że możliwa jest także nawet dyskusja wśród jego interpretatorów. W katalogu wystawy w galerii „Piano Nobile” w Krakowie w 1996 r., Leszek Misiak i Jerzy Lubański mniej więcej zgodnie zgodnie uznali, że Marek jako uczeń krakowskich profesorów wywodzących się z nurtu malarstwa kolorystycznego „twórczo” i „luźno” rozwija sztukę tej tradycji malarstwa polskiego.
Na pozór to tak wygląda, gdzieś tam w obrazach Niedojadły odnaleźć można ślady uproszczeń form krajobrazowych i Radnickiego i Sienickiego, poszukiwania kolorystycznych symfonii i Nachta Samborskiego, i Cybisa, ale to też tylko jedna zewnętrzna warstwa tego malarstwa.
Jerzy Świecimski w artykule w „Tarninach” (9/96) także widzi wpływ szkoły pracowni krakowskich, pogłębia jednak analizę. Zauważa konstrukcyjną myśl malarza, jako jedną z podstawowych cech tej sztuki. Stwierdza, że kompozycje obrazów Marka oparte są na funkcjonujących na osiach płaszczyzny malarskiej niewielkich plamach koloru „z reguły kontrastujących z dominującą gamą kolorystyczną obrazu… punkty te niezależnie od swego znaczenia treściowego, nawet wtedy, gdy w proporcji do płaszczyzny całego obrazu są nikłe, mają dla kompozycji obrazu znaczenie kapitalne”. Scalają one cały obraz, który bez tych niewielkich, kontrastowych elementów, rozpadł by się.
Świecimski podkreśla też znakomicie walory kolorystyczne tego malarstwa – żywe, bez śladów „głuchego” tonu i przemęczenia powierzchni malowidła warstwami farby, podkreślając, że nawet jasne i zdecydowane barwy nie stają się u Marka surową farbą, zawsze noszą cechy przetrawienia.
Głównym punktem analizy Świecimskiego jest teza, iż Marek Niedojadło jest twórcą o „wybitnie zorganizowanym warsztacie widzenia malarskiego”. Świecimski uważa, że obrazy Marka Niedojadły są bezpośrednim dokumentem tego co spostrzeżone oraz jednocześnie bardzo świadomie realizowanej dyscypliny malarskiego widzenia, że malarz wyszukuje w obserwowanej naturze wyraźne konstrukcje formalne, że wręcz „cała sztuka „widzenia malarskiego” polega u autora jedynie na wyszukaniu kompozycji, zaś przetworzenie jej w gotowym dziele – na odpowiednim jej wypunktowaniu i wzmocnieniu”.
Inaczej mówiąc, że w malarstwie Marka Niedojadły, autonomiczne elementy malarskie, zresztą jak w każdym obrazie, mają dwie funkcje – mówią zarówno o rzeczywistości „po malarsku” widzianej oraz o „samym obrazie w znaczeniu dzieła już samodzielnego w swym istnieniu.”
Można się z tymi analizami do pewnego stopnia zgodzić, jakkolwiek istnieje cała grupa „krajobrazów” Marka Niedojadły, które już z samym „widzeniem po malarsku” natury mają niewiele wspólnego, są wręcz czystą kreacją, jakby kolejnym etapem, o czym zresztą poniżej. Świecimski dokonał analizy procedur powstawania obrazów Marka Niedojadły, metody tworzenia, dodając nawet, „że jest to sztuka rozumna”, czyli po malarsku konstruowana, nie dokonał jednak analizy tego co te obrazy w ogóle mówią i czy mówią cokolwiek, poza blaskiem koloru oraz grą poszczególnych kształtów i całych kompozycyji przetworzonych po malarsku form. Przecież i kolor i kształty mają swoją ekspresję, coś z całej gry wynika, brzmi w niej coś jeszcze poza samym pięknem, poza czystą grą.

Ekspresjonista

Moim zdaniem Marek Niedojadło, tak naprawdę, jest ekspresjonistą z krwi i kości. Kto pamięta jego pierwsze serie obrazów, malowane zaraz po studiach, ten wie że były to wściekłe, pozbawione niemal koloru, rozświetlane smugami światła wnętrza ponurych, pędzących wagonów kolejowych, z samotnymi postaciami, później zaś nie mniej dramatyczne neofiguratywne postacie, pełne bólu i rozdartej formy.
Jeżeli się więc będzie pamiętać te początki sztuki Marka, która bynajmniej nie była wtedy tylko młodzieńczą pozą artystyczną, ale miała piętno osobistego niemal dramatyzmu, to będziemy mieli prawdziwe i najgłębsze tło jego dzisiejszej sztuki, wyzbytej może młodzieńczej krańcowości i bezwzględności, ale absolutnie będącej erupcją osobistych emocji.
Emocji, która przebijała się raz po raz, zarówno przez owe obrazy konstruowane na kanwie pejzażu, jak i coraz częściej widoczna była już w czystej pejzażowej kreacji.
Ten ekspresjonizm ujawnia się w ostatnich obrazach (z l. 1997-98) jeszcze wyraziściej, eksploduje coraz większym dynamizmem kompozycji, strugami lejącego się, jarzącego koloru, błyskami światła, które przedziera się jak lawa spod powierzchni, spomiędzy form, krajobrazowych.

Pejzaż jak metafora losu

Marek od kilku lat maluje głównie pejzaże. Czy to są jednak pejzaże, albo czy to są tylko i wyłącznie pejzaże?
Początkowo były to pejzaże budowane rygorystycznie, jakby artysta chciał po ekspresjonistycznych szaleństwach zaprowadzić w swych płótnach klasyczny ład. W obrazach obowiązywała żelazna, zdyscyplinowana konstrukcja, mimo raz po raz widocznych napięciach wywołanych kontrastami świetlnymi, czy niedomówieniami form. Obrazy budowane były regularnie na precyzyjnej, sztywnej siatce, niemal kratownicy pionów i poziomów.
Jednakże już wtedy ten sztywny układ kompozycyjny, jakby narzucony na siłę, dla wyprowadzenia się z chaosu, wbrew własnemu światu artysty, dla dyscypliny, emanował dramatem.
Już sam rysunek smukłych, nerwowych drzew; plany piętrzące się jeden nad drugim, jakby chciały uciec i roztopić się gdzieś w świetle nieba (?), czy raczej kosmosu; strugi dramatycznego światła nie z tego świata – wszystko to, mimo ogólnie znakowanego podobieństwa do tzw. potocznie oglądanej rzeczywistości, były to już pejzaże kreujące w gruncie rzeczy wewnętrzne emocje artysty.
Wydaje się nawet, że pejzaż stanowił od początku tylko pretekst, był jednym z motywów widzialnego świata, poddawanych coraz większemu oczyszczaniu, formy żyły już same dla siebie służąc do budowy wizyjnych kompozycji „krajobrazowych”.
Krajobrazy te, tak jak pejzaże malarzy późnego gotyku, czy wczesnego renesansu konstruowane z form umownych, stawały się własnym kosmosem, innym światem powoływanym do życia już całkiem obok tzw. rzeczywistości realnej.
Tym nowym światem pejzażowym rządziła logika malarstwa i temperatura emocji.
Obraz budowany był na przykład warstwami, idąc od dołu – dramatycznej czerwieni (ścian, pól, dachów? wszystko jedno) form, poprzez ugrowe, oliwkowe i brązowe korony drzewek, przez fioletowe i niebieskie pola do pasma kłębiących się czystych białych świateł i nasyconej granatowej kurtyny nieba. Przez środek tego wszystkiego płynęła rzeka światła, rozlewając się między „polami” i „drzewami”.
Był to niby pejzaż, ale przecież w istocie poetycko malarska fantazja, krwista, nasycona kolorem, przetykana światłem, gdzie formy krajobrazowe sprowadzone do form malarskich, do znaków, komponowały rozmaite mniej lub bardziej umowne przestrzenie, pory roku, dnia i nocy, wszelakie temperatury.
Wreszcie były to obrazy jakby w gruncie rzeczy, jakiegoś świata ubogiego, przez to piękno prześwitywała wyraźnie wizja realności dramatycznej i nie wesołej.
W większości tych obrazów mimo malarskiego bogactwa, precyzji konstrukcji, świetnej gry kolorystycznej, dominowało jakieś wrażenie dramatycznej „nędzy rzeczywistości”. Drzewa były przeważnie drzewami jakby uschłymi, przed lub po rozkwicie, powtykane w dramatyczny pejzaż jak samotne symbole jakiegoś losu. W tym wszystkim zaś zawsze niemal były i są do dzisiaj w tych krajobrazach miejsca szczególnie rozświetlone, jak jasne centra, gdzie ulokowana jest nadzieja, raz większa, raz mniejsza, czasem niemal w ogóle niewidoczna, czasem rozsypana po przestrzeni, czasem uciekająca nieuchwytną smugą.
Jest to więc obok całej konstrukcji malarskiej również artystyczny dyskurs o świecie, losie ludzkim, który jawi się tu we wszystkich swych pięknych pozorach, złudzeniach, klęskach i nadziejach. Formy malarskie, światło i kolor w dojrzałym i głębokim malarstwie mogą budować takie ciągi i warstwy metafor i znaczeń, w sztuce Marka Niedojadły niesposób tego nie dostrzec.
Oczywiście istnieją obrazy odmienne, orgiastyczne, tylko piękne, albo wręcz wyrafinowanie klasycyzujące, nie wiadomo na ile jest to odskok, w końcu miewa się różne humory, jednak opisany gatunek dominuje I dokumentuje pewną stałą osobowości artysty.

Pejzaż ciągle otwarty

Pejzaże, czy też, według mojego odczytania „pejzaże” Marka Niedojadły, to serie obrazów, gdzie malarz testował i testuje różne konwencje formalnego opisu kształtów pejzażowych. Można by z powodzeniem znaleźć conajmniej kilkanaście różnych rozwiązań artystycznych (poza wspomnianymi na wstępie) ale pozostawiam to indywidualnej zabawie widzów, na miarę ich wiedzy o sztuce.
Dość powiedzieć, że bogactwo prób rozwiązań konwencji ujęcia pejzażu jest w dorobku Marka imponujące i dobrze świadczy o conajmniej dwu rzeczach: o pasji poszukiwawczej i żywotności artysty, który robiąc takie, najczęściej pojedyncze próby, wzbogaca swoją wiedzę malarską oraz ciągle rozwija i pogłębia własną sztukę. A ta ewoluuje wolno ale nieustannie.
To duża przyjemność obserwować taką ewolucję artystyczną, będącą owocem naprawdę ciężkiej pracy. To przykład tego, że sztuka jeszcze nie zginęła, że ciągle jest możliwa.
Ta ewolucja przebiegała mniej więcej tak.
Na początku były owe bezpośrednie studia konkretnego pejzażu, malowane przy niewielkiej ingerencji w mimetyczną formę (na dobrą sprawą dość bezosobiste), później zaczęła się obróbka kształtów, przetwarzanie ich w coraz bardziej umowne malarskie znaki, przy pogłębianiu jakości kolorystycznej; co jakiś czas malarz tworzył obrazy całkowicie już wizyjne na kanwie pejzażu; cały czas robił rozmaite próby w zupełnie do tej pory nie stosowanych konwencjach, i odrzucając je, adaptował jednak często niektóre elementy z nich do swego coraz bardziej indywidualnego malarstwa.
Obrazy były coraz bardziej malarskie, coraz bardziej wyrafinowane, gry malarskie coraz bogatsze, wyraz coraz bardziej skonkretyzowany, coraz bardziej czytelniejszy i głębszy. Były to już dużej klasy, dzieła artystyczne. Nic też dziwnego że zaczęto na niego zwracać uwagę i zaczął wystawiać w coraz lepszych galeriach w Polsce oraz zagranicą.

Obrazy ostatnie

W ostatnim okresie (1997-98) w malarstwie Marka Niedojadły widać zarówno wyraźną ciągłość jego sztuki, jak i kolejny etap. Rysunek form staje się coraz bardziej szkicowy, tworząc swoistą pajęczynę brył, układaną jednak nadal z konstrukcyjną dokładnością, mimo wzrostu agresywności form. Dawna solidna statyczność konstrukcji zostaje naruszona poprzez pojawiające się coraz częściej formy opozycyjne do takiego układu, diagonalne.
Nie zmienił się kolor nieodmiennie świetlisty, różnicowany co do natężenia, budowany z kilku warstw nawet w obrębie jednej plamy, kolory żarzą się, czasem błyszczą intensywnie.
Obrazy wibrują kontrastowanymi formami, wśród szerokich, rozlewistych, ciemnych, fioletowych kształtów pojawiają się nagle całe gromady elementów pejzażowych ostrych, drobnych, jakby z innego świata, które rozsiadają się wewnątrz takiej ciemnej stłumionej przestrzeni i świecą, jak światła nocy.
Pojawiają się pejzaże rozbite na dziesiątki drobnych kształtów, a za chwilę mamy obraz z kilku wielkich syntetycznych płaszczyzn. Krajobrazy choć są w nich widoczne ślady domów, pól i drzew, gęstnieje jednak w coraz bardziej niezależnych, oderwanych od konkretu forma malarskich, które stają się już echami przestrzeni.
Rzecz jednak ważna, każdy obraz poprzedzony jest serią rysunków z natury, z tutejszego podgórskiego pejzażu, później artysta robi akwarelową wersję i tak przygotowana dopiero kompozycja zaczyna być przekładana na płótno. W jednym obrazie przypominają się procedury jakie stosował Kandinski i Mondrian, w ciągu kilku lat upraszczając drzew czy przedmioty aż do czystej konstrukcji malarskiej. Tyle że Marek Niedojadło robi to za każdym razem od nowa i zatrzymuje się na różnych poziomach uogólnienia. Pejzaż staje się koncertem form malarskich raz konstrukcyjny. raz szkieletowy, raz impresyjny, raz gwałtownie poruszony, kolor staje się coraz bardziej abstrakcyjny, krajobraz coraz bardziej scenograficzny, budowany w przestrzeni zamkniętej.
Cały czas ma się wrażenie gry dwu rzeczywistości, przenikania się w obrazie tego co możliwe z tym co niemożliwe w pejzażu.
Malarstwo Marka Niedojadły z ostatnich lat jest coraz bardziej agresywne, gwałtownie poruszone, przestrzenie to już niemal wirujący kosmos, jeszcze widoczna konstrukcja coraz bardziej już tylko sygnalizowanego pejzażu zdaje się giąć i roztapiać pod naporem zwałów form. W obrazach tych zanika widoczny dawniej rysunek form, przestrzeń budowana jest już niemal z samych plam. Tonacje w tej serii obrazów to najczęściej gama brązów, fioletów, pomarańczy, ciemnych czerwieni; jak poprzednio w tych obrazach pojawiają się snopy światła wyłaniające się często z za horyzontu, jakby gdzieś tam w głębi przestrzeni kryła się owa wspomniana wyżej tajemnica, jeżeli przyjmiemy że (zgodnie z tradycją nieustępliwą) światło jest symbolem dotyku absolutu.
Malarstwo Marka Niedojadły ewoluuje więc nadal, a „pejzaż” staje się z wolna metaforą kosmosu ludzkiego, takiego jaki człowiek jest zdolny sobie pomyśleć będąc sam jeszcze innym kosmosem i żyjąc wewnątrz natury.

To malarstwo, ten pejzaż jest nadal otwarty.